Zak³adki:
1. Pierwsza czê¶æ
2. Rodzicielstwo blisko¶ci
3. Przyjaciele sprzedaj±
4. Zaprzyja¼niony portal
|
czyli to co w matce siedzi
pi±tek, 30 maja 2008
List dojrza³ej matki do m³odej matki.
Chcia³abym podzieliæ siê z wami tekstem, który kto¶ napisa³ na jednym z internetowych forów. Du¿o z tre¶ci tego listu zgadza siê z tym, co czujê, z tym co sama mam w g³owie. Warto przeczytaæ, nawet je¿eli jest siê na innym etapie rodzicielstwa, warto podgl±dn±æ, jak± drogê kto¶ inny przeszed³ w swojej ewolucji macierzyñstwa. "List dojrza³ej matki do m³odej matki ...napisa³am do niecierpliwych matek na jednym z forów. jestem na tym forum od bardzo dawna. czytam wiêkszo¶æ w±tków. obserwujê ciê, ka¿da m³oda mamo, najczê¶ciej mamo pierwszego dziecka, która pragniesz usamodzielniaæ swoje kilkumiesiêczne niemowlê, która chcesz, by samo zasypia³o, która oddajesz swoje dziecko na noc dziadkom, ciociom, wujkom, która têsknisz za ¿yciem towarzyskim, która masz poczucie uwi±zania, zwi±zania, mamo, dla której macierzyñstwo staje siê czasem opresj± nie do zniesienia.
nie, nie potêpiam ciê. rozumiem ciê, jak nikt inny. te¿ pragnê³am, aby moje dzieci szybko uros³y. te¿ oddawa³am je dziadkom i rzuca³am siê w wir towarzyskich przyjemno¶ci-zaleg³o¶ci. te¿ têskni³am za spokojnymi nocami, za czasem dla siebie, za sob± w ogóle. wszystko to dosta³am bardzo szybko. dziewczynki uros³y, zajê³y siê sob±, ja sob±. zrobi³o siê spokojnie. ¶wiat siê u³o¿y³.
i pojawi³a siê amelka. wywróci³a najpierw mój ¶wiat do góry nogami, a pó¼niej z³o¿y³a wszystko, emocja po emocji, uczucie po uczuciu w stabiln± konstrukcjê Tego, Co Wa¿ne.
pojawi³a siê dwana¶cie lat po najstarszej, siedem lat po ¶redniej.
nikomu nie chcê jej podrzucaæ, oddawaæ na noc, nie chcê ¿ycia towarzyskiego jej kosztem, nie têskniê za kinem, za teatrem, za sob±. dojrza³am do tego, by poczuæ, ¿e ona to ja, a ja to ona.
noszê ameliê w chustach, przytulam, karmiê piersi±. niczego nie ograniczam: ani g³asków, ani dotyków, ani swoich piersi. ma mnie ca³±. pozwalam jej le¿eæ na mnie, wtulaæ siê we mnie, pozwalam jej spaæ na moim brzuchu. pozwalam jej tak¿e p³akaæ, baæ siê samotno¶ci, oddalenia ode mnie. pozwalam jej czuæ ból i staram siê rozumieæ ten ból. pozwalam jej na gorszy humor.
wiem, ¿e kiedy p³acze, nie jest z³o¶liwa. jest czasem nieszczê¶liwa: kiedy na chwilê muszê wpa¶æ do szko³y po zaliczenie, kiedy muszê zostawiæ j± z ojcem i z kwintesencj± siebie zamkniêt± w butelkach. ale 120 mililitrów mamy nie uspokaja dziecka. dziecko uspokaja mama. bo ja to amelka, a amelka to ja. fantastyczna kilkumiesiêczna symbioza.
wkrótce pojawi± siê pierwsze z±bki i pierwsze kroczki. powie: mamo, tato, bojê siê i kocham.
za chwilê do_ro¶nie bardziej.
pójdzie do przedszkola. bêdzie recytowaæ wiersze o mamie i tacie. bêdê z niej dumna.
pó¼niej wpadnie w wir szkolnej opresji. kiedy skoñczy trzecia klasê podstawówki, na zawsze zacznê traciæ ameliê. to jest ten moment, kiedy dziecko zaczyna po raz pierwszy szukaæ innych autorytetów. kiedy skoñczy czwart± klasê, dostanie okres. kiedy pójdzie do gimnazjum, nie za moimi ramionami zacznie têskniæ. kiedy bêdzie w liceum... wolê nie my¶leæ. na studia wyjedzie do np. toronto. albo jeszcze dalej. czy wróci? to tylko jeden z milionów mo¿liwych scenariuszy.
kiedy bêdzie mia³a dwadzie¶cia osiem lat, chcia³abym, ¿eby umia³a powiedzieæ: mamo, tato, bojê siê, kocham.
teraz cieszê siê ka¿d± chwil± z ni±. ka¿dym p³aczem. ka¿d± nieprzespan± noc±. ka¿dym spojrzeniem na ni± i w ni±. ka¿dym u¶miechem te¿ siê cieszê. ka¿d± now± umiejêtno¶ci±. ka¿dym gramem wagi in plus.
wiem, teraz, m³oda mamo, pomy¶lisz, ¿e jestem star± marud±. wiem te¿, ¿e zmienisz zdanie za dwana¶cie lat (a mo¿e wcze¶niej), kiedy urodzisz pó¼ne dziecko. w lecie swoich dni, w przededeniu jesieni.
spotka³o mnie bardzo piêkne macierzyñstwo." (Skopiowane za zgod± autorki) -------------------------------------- Zapraszam do podzielenia siê odczuciami w komentarzach.
¶roda, 28 maja 2008
Mlekopij.
Gdyby daæ Jagodzie kawa³ek owoca, jab³ko, gruszkê, banana, obrane winogrono, wypu¶ci go z d³oni i cofnie rêce, ¿eby pod ¿adnym pozorem tego nie dotkn±æ , jakby mokra, ch³odna struktura owoca wywo³ywa³a w niej awersjê. Nie mam pomys³u, jak nauczyæ j± gryzienia, jak nauczyæ j± przyjemno¶ci owocowego mi±¿szu w ustach. Jedzenie nie jest jej drug± natur±, poza mlekiem z piersi nie ma entuzjazmu do innych dañ. Nigdy jeszcze nie otworzy³a buzi na widok ³y¿eczki z dobrodziejstwem, czymkolwiek j± raczê, muszê jej to wsuwaæ miêdzy usta. Je¿eli jej zasmakuje, prze³knie i nie protestuje, ale zwyczajnie nie ma odruchu otwierania ust na sygna³ "zbli¿a siê ³y¿eczka". W wypadku, gdy jej smakuje, prze³knie w porywach 4 kêsy. Je¿eli jej nie smakuje, nie zjada nic. Najczê¶ciej jej nie smakuje.
Bywa, ¿e nawet nie sprawdzi, jaki ma stosunek do oferty kuchni. Niemal codziennie zdarza siê, ¿e Jagodysia wydaje siê byæ wilczo g³odna, ale na widok obiadu dostaje nag³ego zacisku szczêki, nawet nie spróbowawszy, czym j± chcê pokrzepiæ, odmawia jedzenia, jakby sam wygl±d j± odrzuca³.
A kiedy raz mocno zaci¶nie usta, posi³ek mo¿na uznaæ za zakoñczony, poniewa¿ wtedy dalsze próby karmienia staj± siê mocno bezcelowe.
Po czym rzuca siê na mleko.
* Z prababci±. 
Z mam±. 
czwartek, 22 maja 2008
Jagoda
jest pogodna jak wiosna. 
Ma ¶liczny, kremowy g³os, który nie wchodzi nigdy w dra¿ni±ce, wysokie tony. Dziecko, którego gaworzenie sprawia fizyczn± przyjemnosc dla uszu. 
¦mieje siê niskim, lekko zachrypniêtym g³osem. Posiada magiê przyci±gania, ka¿demu chce siê u¶miechac razem z ni±. Z rado¶ci mru¿y oczy tak, ¿e b³yszcz± jedynie w±skie przecinki nad jej policzkami. 
Pe³za stylem na rannego partyzanta, ci±gle nic sobie nie robi±c z naszego namawiania, aby ruszy³a w sposób klasyczny. Jej puchowe cia³ko jest ci±gle w ruchu. Zatrzymuje siê czêsto na pod³odze, k³adzie siê na boku i rozgl±da. Nó¿ka uniesiona lekko do góry dla utrzymania balansu, tu³ów podparty na ³okciu. Ta jej rzymska biesiadna pozycja, któr± sobie ukocha³a, rozbraja nas od kilku miesiêcy. 
Czujê imperatyw intensywnego obfotografowania jej w tej pozycji , albowiem niebawem czas przeminie i ju¿ nigdy nie bêdzie tak rozkosznie polegiwac na boczku. A to jest takie tylko jej. Ma ¶liczny nieodkszta³cony owal g³owy. Powolutku, bardzo powolutku obsypuj±cy siê meszkiem w³osia, najbardziej miêkkiego w³osia, jakie mo¿e miec niemowlê. 
Uwielbiam jej g³owê. Nie u¿ywam innego s³owa, ni¿ g³owinka. Taka dziewczêca w moim odczuciu. D³ugie rzêsy okalaj± promieni¶cie jej w±skie usmiechy oczu. 
Ze zdziwieniem wspominam Jagody pocz±tki z nami, kiedy tak ciê¿ko jej by³o zaadoptowac siê do ¶wiata na zewn±trz brzucha. Wyszlocha³a tyle ³ez, próbuj±c poradzic sobie z nowym otoczeniem, maj±c do walki jedynie niezbyt dojrza³y uk³ad nerwowy. Martwi³am siê, ¿e nie bêdzie siê rozwijac, bo przecie¿ ca³e dnie schodzi³y jej na stêkaniu, naprê¿aniu siê i pojêkiwaniu. Martwi³am siê, ¿e ca³a jej energia zu¿yje siê na walkê z bólami brzucha i niestrawno¶ci±. Wydawa³o siê, ¿e ju¿ nic z energii nie zostanie jej na rozwój i ch³oniêcie ¶wiata. Ale poradzi³a sobie. Wyros³a. Przesz³o jej. Jej ogromna pogoda ducha wyp³ynê³a na wierzch po kilku miesi±cach, jak bañka powietrza na powierzchniê wody. Nie mogê przestac siê dziwic, ¿e to ta sama dziewczynka. 
Jagody¶, cieszak ma³y.
niedziela, 18 maja 2008
Trochê przyd³ugie przemy¶lenia matki na wychowawczym, czytanie nieobowi±zkowe.
Zaobserwowana scenka na placu zabaw przekonuje mnie, dlaczego od zawsze co¶ siê we mnie buntuje przed stosowaniem metody wychowawczej pod tytu³em "Jak nie pójdziesz ze mn±, to ja sobie idê sama". Jest ch³opiec i jest jego tata. Ch³opiec trzyletni. Bawi± siê ¶wietnie. Kiedy tata daje sygna³ do odwrotu, ch³opiec objawia typow± reakcjê dla m³odszego pokolenia - nigdzie siê nie wybiera. Namowê ojca g³o¶no oprotestowuje. Ojciec lekko wyprowadzony z równowagi siêga po ostatni sposób: "To ja idê do domu, a ty tu sobie sied¼." Odwraca siê i odchodzi. Ch³opiec krêci siê na karuzeli, ale ... i tu zaskoczenie - widz±c ojca powoli oddalaj±cego siê, zmienia zdanie. Postanawia do niego do³±czyc. I tu nastêpuje tragiczny fina³, mianowicie ojciec nie wie, o tym, ¿e osi±gn±³ sukces wychowawczy swoj± metod±, gdy¿ nieszczê¶liwym zbiegiem okoliczno¶ci tu¿ obok za ogrodzeniem robotnik wierci m³otem pneumatycznym. Tata widzi swoje dziecko, ale z odleg³o¶ci kilku metrów go nie s³yszy, nadal bardzo powoli zwiêkszaj±c odleg³o¶c miêdzy sob± a dzieckiem, patrz±c k±tem oka na ch³opca, machaj±c mu rêk± na po¿egnanie. Ja stojê tu¿ obok karuzeli i s³yszê ch³opca. I widzê narastaj±c± panikê. Na karuzeli, na krzese³ku obok siedzi jaki¶ wyrostek, odpychaj±c karuzelê nog±. Ma³y ch³opiec rozpaczliwie chce zej¶c, zeby pobiec za tat±, ale nie moze tego zrobic, poniewa¿ karuzela krêci siê za szybko. Rozdzieraj±cy krzyk dziecka przecina odg³os m³ota pneumatycznego: "Tatoooooo, nie zostawiaj mnieeeee!" W sekundzie tryska ³zami. Wyrostek nie zwraca uwagi na przera¿onego ch³opca, krêci dalej karuzel±. "Stooooop! Zatrzymaj kaluzeleeee!" - wrzeszczy malec - "Tatusiuuuuu, nie id¼, plosze, tatusiu, nie zostawiaj mnieeee!". Podbiegam i zatrzymujê karuzelê. Ch³opiec rzuca siê do taty, zaciska mu ramiona na szyi. Kiedy tata spostrzega z bliska twarz swojego dziecka, wydaje siê zaskoczony. "Hej, ch³opie, ale czemu tak p³aczesz? Przecie¿ nie zostawi³bym ciê". Nie zostawi³by go? To dlaczego minutê wcze¶niej tak twierdzi³? Facet wydaje siê byc w szoku. Prawdopodobnie jeszcze tydzieñ temu dziecko nic sobie nie robi³o z takiego postawienia sprawy, beztrosko bawi³o siê dalej i metoda wydawa³a siê miec s³abe dzia³anie sprawcze. Ale pewnie w ci±gu tego tygodnia nast±pi³ w³a¶nie ten prze³om w rozwoju mózgu ch³opca, który sprawi³, ¿e dziecko dozna³o ataku paniki i przera¿enia na my¶l o tym, ¿e kto¶, komu ufa, mo¿e go porzucic. Bo ten moment w rozwoju zawsze kiedy¶ przychodzi. I nigdy nie wiadomo kiedy. I zawsze, kiedy Grzesiek jako zbuntowany dwu i trzylatek wywrzaskiwa³ mi - to ty sobie id¼, mamo, a ja tu sam zostanê! - odpowiada³am ca³kowicie zgodnie z prawd± - nigdzie nie pójdê, bo doro¶li nie zostawiaj± swoich dzieci. To ty, mój drogi panie pójdziesz ze mn±. I ¿eby nie byc bielsz± ni¿ wybielacz do prania, przyznam siê, ¿e kusi³o mnie nie raz pokazac mu plecy, kiedy ubrany od stóp do g³ów, postanawia³ nagle nie wyj¶c ze mn± na spacer i krzycza³ mi w twarz: "idz sobie sama!" Ma siê w takiej sytuacji ochotê utrzec nosa ma³emu potworowi i faktycznie udac, ¿e siê wychodzi z mieszkania i wed³ug ¿yczenia zostawia kawalera samego. Niech siê przekona, czy mu bêdzie mi³o. Niech ma za swoje. Nie przeczê, ¿e to kusz±ce w takiej sytuacji. Ale od zawsze uwa¿a³am, ¿e oszustwo nie jest dobr± metod± wychowawcz±. Bo przecie¿ zaprawdê nie zamierzam zostawic dziecka samego. I przecie¿ on w koñcu przy³apie mnie na oszustwie i pewnego dnia zorientuje siê. Grozi³a, ¿e sobie pójdzie i nigdzie nie posz³a. Jej gro¼by s± nic nie warte. Albo wpadnie w panikê. Dlatego nigdy nie stosowa³am tej metody. Ani tej, ani podobnych niespe³nialnych gró¼b - je¿eli tak siê bêdziesz zachowywa³, to nigdy wiêcej nie przyjdziemy na ten plac zabaw / nie przyjdzie do ciebie ¶w. Miko³aj / pan ciê zabierze / pies pogryzie. * I po czterech latach wiem ju¿ doskonale, dlaczego metoda "Idê sobie, pa pa" wzbudza³a we mnie od zawsze jaki¶ nieokre¶lony blizej bunt. Kilka tygodni temu wybierali¶my siê na wycieczkê do lasu i dziwny traf sprawi³, ¿e w pewnym momencie sprzed domu wszyscy siê gdzie¶ ulotnili. Tata z dziadkiem weszli do gara¿u, babcia wsiad³a do samochodu, a ja stanê³am za ¿ywop³otem. Grze¶ zorientowa³ siê, ¿e zosta³ sam. Widzia³am go przez ga³êzie, ale on nie widzia³ mnie. I mimo, ¿e nigdy nie ba³ siê samotno¶ci, zasypia sam, nie potrzebuje lampki nocnej, ¶wietnie siê sam bawi, nigdy nie mia³ lêków separacyjnych, tym razem sta³o siê inaczej - wpad³ w nieopisan± panikê. Przera¿onym g³osem zawy³ "Mamusiuuuu, gdzie jeste¶?" Kiedy natychmiast pokaza³am mu siê zza ¿ywop³otu, rzuci³ mi siê w ramiona i z wyrzutem wyp³aka³ mi takim g³osem, jakiego nigdy u niego nie s³ysza³am: "Mówi³a¶, ¿e nigdy mnie nigdzie nie zostawisz! Mówi³a¶, ¿e doro¶li nie zostawiaj± swoich dzieci! Tak bardzo siê wystraszy³em, ¿e zapomnieli¶cie o mnie i pojechali¶cie, mamusiuuuuuu, tak bardzo siê wystraszy³em...". Dr¿a³ i p³aka³. Du¿y i dojrza³y ju¿ przecie¿ ch³opiec, czterolatek, doskonale wiedz±cy, jak trafic do domu, poczu³ siê porzucony. Tuleniu i pocieszaniu nie by³o koñca. Bo w pewnym momencie nastêpuje ten moment w rozwoju, kiedy wczesnodzieciêca beztroska ustêpuje miejsca nowej ¶wiadomo¶ci. I nie jestem w stanie przewidziec kiedy to nast±pi i czy którego¶ razu, kiedy powiem - "To ja sobie idê", nie zrobiê dziecku krzywdy.
pi±tek, 16 maja 2008
----
Jagody¶ od dwóch dni gor±czkuj±ca. Nie schodzi mi z chusty. Rozbita, osowia³a, poza tym ¿adnych innych objawów. Serce mam pokrojone, kiedy skuczy jak ma³y kundel, nie maj±c si³y na p³akanie i b³yszczy szkl±cymi oczami, walcz±c z ciê¿arem powiek.
Podliczy³am. Gdyby nie chusta, nosi³abym dzi¶ dziecko osiem godzin na rêkach.
Ulga dla mnie, ¿e mogê jej choæ tak pomóc.
¶roda, 14 maja 2008
Czytelnia.
Maj 2008
Patrzê sobie na to zdjêcie i wci±¿ mam wra¿enie, ¿e ono ju¿ tu by³o. Poszpera³am, poszpera³am i proszê bardzo: Czerwiec 2007
A teraz znajd¼ ró¿nice. :))
wtorek, 13 maja 2008
Tulipanna.


(Dobrze, ¿e jest jescze co uchwyciæ :))
poniedzia³ek, 12 maja 2008
Kleszcz±tko.
Dzieñ doprawiony szczypt± paniki. Mojej. Pierwszy raz w ¿yciu zosta³am zaatakowana przez kleszcza, co mocno prze¿ywam. Ca³± historiê gwoli ciekawostki opowiedzia³am Grzesiowi - przybra³am oczywi¶cie odpowiednio spokojny i umiarkowanie nieznerwicowany ton, aby nadmiernie dziecka nie niepokoiæ w³asnym panikowaniem.
- No i posz³am do lekarza i pani doktor wyci±gnê³a mi tego kleszcza ze skóry. Sama bym tego nie zrobi³a. - A czym ona go wyci±gnê³a? Palcami? - na twarzy Grze¶ka intensywne my¶lenie. - Penset±. Chwyci³a go tymi szczypcami za wystaj±cy odw³ok i poci±gnê³a. Bardzo krótko to trwa³o i nie by³o straszne. - Aha. Chwila na zarejestrowanie informacji w czteroletnich zwojach mózgu. Widaæ, ¿e przetwarza. I pytanie, którego NAJMNIEJ siê spodziewa³am.: - Mamusiu, a czy jego to bola³o? - Kogo?.... - my¶la³am, ¿e siê przes³ysz³am, ja tutaj cierpiê katusze wyobra¿aj±c sobie boreliozy i inne straszne rzeczy, czujê wielk±, ogromn± krzywdê w³asn± i nienawi¶æ do ca³ego rodzaju pajêczaków, a moje dziecko pyta z trosk± o to, czy go bola³o. - No, tego kleszcza. Jak ona go tak chwyci³a i ci±gnê³a. I chwilê pó¼niej: - A ta pani doktor darowa³a mu potem wolno¶æ? Wypu¶ci³a go przez okno, ¿eby móg³ sobie dalej swobodnie ¿yæ? Grzesiaczek. Moje z³ote dziecko. Ale có¿. Mam jednak nadziejê, ¿e ¶wiat wygl±da bardziej brutalnie i pani doktor krwiopijcy nie darowa³a.
pi±tek, 09 maja 2008
*
Grzegorz zaposiada³ rzemieniowy naszyjnik zwieñczony zêbem. Nosi. Nie pozwala ¶ci±gn±æ.
Podobno to kie³ ¿ar³acza bia³ego, twierdzi ch³opina. Wynalaz³ sobie ów wisiorek na stoisku ch³opiêcym w H&M i natychmiast za¿±da³ kupna. Uleg³am, gdy¿ takie ozdoby cia³a zgadzaj± siê z moim w³asnym poczuciem estetyki i z dzik± przyjemno¶ci± cieszenia oczu zawtórowa³am zakupowi. Okaza³o siê, ¿e rzemykowa bransoletka bêd±ca w komplecie z naszyjnikiem, jest za du¿a, usiad³am wiêc w jeden wieczór, odgrzeba³am w g³owie metodê supe³ków, uruchomi³am palce i powsta³a bransoletka specjalnie dla syna. Niejedna zreszt±. Kilka na zmianê. (Manualne czynno¶ci mnie uspokajaj±).
* * *
- Na szyi rzemykowy
naszyjnik, na rêce hippisowska bransoletka, a on sam siedzi wci±¿ w
swoim pokoju i rysuje. Ro¶nie wam w domu prawdziwy artysta. - powiedzia³ kto¶ o nim.
 Moja s³odka artystyczna dusza. Grzesio.
czwartek, 01 maja 2008
1 maja
Szef. 
Jagoda robi pa-pa. (od kilku dni :)) ) 
Napotkany w lesie koñ i spontaniczna chwila na grzbiecie. 
Pami±tkowa fotka: 
Rzadkie chwile spoczynku: 
p.s. Jagoda widzia³a siê z rehabilitantem. Jej miê¶nie w lewej rêce i lewej nodze nie maj± wzmo¿onego napiêcia, a sposob w jaki je podkurcza podczas pe³zania, to kiepski nawyk, który pogonimy kilkoma prostymi cwiczeniami. Kamieñ z serca. Poza tym zostali¶my pochwaleni za brak chodzika, nie stawianie jeszcze dziecka na nogi, k³adzenie od urodzenia na pod³odze i nak³anianie do zabawy na brzuchu. Có¿ za przyjemne uczucie, gdy kto¶ z zewn±trz wystawia nam nagle pi±tkê za co¶, co nam dotychczas wydawa³o siê zupe³nie naturalne. :)
|